skoro z Frankiem niewiele ma wspólnego. Nie rozumiem też, po co te anachronizmy ze sztuczną gumą, którą wynajdą dopiero za 100 lat.
Tak w ogóle to wszystko w tym filmie jest całkiem całkiem z wyjątkiem rzeczy podstawowej - scenariusza. Ja rozumiem - debiutant, ale czy nie mógł ktoś mu pomóc? Wszystko się rozłazi w jakieś banały albo niedopowiedzenia, które sugerują głębię, ale żadna głębia się tam nie kryje.
Przyznam szczerze, że zupełnie nie rozumiem pierwszego zdania. Jak dla mnie to bardzo ciekawy zabieg, pokazanie postaci historycznej z punktu widzenia zupełnie innych bohaterów. Zupełnie coś innego niż w klasycznych biografiach.
"albo niedopowiedzenia, które sugerują głębię"
Tego też nie rozumiem. Film jest bardzo przejrzysty i wszystko jest na swoim miejscu. Gdzie widziałeś sugerowanie głębi?
"anachronizmy ze sztuczną gumą, "
To był dla mnie jedyny zgrzyt w naprawdę kapitalnym filmie. Mógł sobie to reżyser darować.
> pokazanie postaci historycznej z punktu widzenia
Ale film nie pokazuje postaci historycznej, tylko jest zmyśleniem na jej temat. Swobodną fantazją. Tak można robić w wypadku postaci na tyle znanych, że większość widzów połapie się, że to zmyślenie, a w tym wypadku boję się, że ludzie będą serio myśleć, że historia Franka mniej więcej zgadza się w tym, co widzieli w filmie Daas.
> albo niedopowiedzenia,
Odniosłem wrażenie, że w tym filmie jest sporo dialogów, które coś sugerują, ale do końca nie bardzo wiadomo co.
"historia Franka mniej więcej zgadza się"
bo mniej więcej się zgadza :) Nie wiadomo wprawdzie nic na temat romansu córki Franka z cesarzem, ale co więcej miałoby się nei zgadzać?
Co do dialogów to takie wrażenie miałem tylko na początku sceny "topienia" Franka. Poza tym wszystko dla mnie było na swoim miejscu.
Wiadomo np., że córka Franka po tym jak osiedli na terenie cesarstwa habsburskiego (na terenie Moraw) miała spory majątek, w którym funkcjonowało coś w rodzaju dworu, azylu zwolenników sekty - głównie Żydów.
Sztuczka scenariuszowa z syntetyczną gumą mogła służyć jako symbol stojącej za progiem nowoczesności, której symbolem są w jakimś sensie także zamorskie kolonie.
Oj tak tak, tylko dlaczego akurat guma? Wyglądało to trochę śmiesznie. Wystarczyłby moim zdaniem sam wyjazd do brytyjskich kolonii w Ameryce Północnej ;)
A czemu nie guma? Gumy jeszcze nikt nie próbował obsadzić w roli stojącej za progiem nowoczesności...
Myślę, że to było celowe. Goliński ma w ręku wynalazek, który zmieni świat. Ale jest niepozorny, dla niektórych śmieszny - taka guma, po co komu, jak jest kauczuk? Nie błyszczy, nie wydaje dźwięków, może nawet trochę brudzi - nic interesującego. Przyziemne.
Wszyscy natomiast kierują swoje oczy na rzeczy wielkie, blichtrowane, ale puste w środku i nie dające przyszłości. Frank przyciąga uwagę, choć jego parareligia jest nic nie warta - ale podana w sposób atrakcyjny dla oczu i uszu. Goliński nie może nikogo swoją gumą zainteresować, choć za nią stoi sława, bogactwo, przyszłość... Nijakość gumy jest bardzo na miejscu, żeby podkreślić ten dysonans.